sobota, 19 marca 2016

Ch... pani domu i okolic

Potraficie robić udane niespodzianki? Ja niespecjalnie. Po pierwsze szykowanie niespodzianki (szczególnie jeżeli jest to niespodzianka skomplikowana i dość mocno oddalona w czasie) wymaga zachowania absolutnej dyskrecji, co jest pewnym problemem, jeżeli nie posiada się bynajmniej twarzy pokerzysty, żyje się w kolejnym związku, zatem nagłe ukrywanie telefonu, zakładanie haseł itd. mogłoby wzbudzić bardzo nieciekawe podejrzenia oraz kiedy ma się dzieci, które niekiedy trzeba trochę wtajemniczyć w plan, a one pytają potem przez tydzień co dziesięć minut "mogę powiedzieć, mogę powiedzieć, mogę powiedzieć?". Co roku szykuję niespodziankę urodzinową i co roku zachowuję się jak klasyczna idiotka. W zeszłym roku nie wiedziałam jeszcze, że Mozilla ma coś takiego, jak "okno prywatne" i wpadłam w straszną panikę, kiedy po kilku dniach szykowania, wszystkie reklamy w otwieranych oknach zmieniły się na bilety lotnicze oraz mecze FC Barcelony. I właściwie było już po zawodach. 
W tym roku wymyśliłam zupełnie coś innego - postanowiłam zorganizować przyjęcie i zaprosić na nie wszystkich tych znajomych, z którymi bardzo lubimy spędzać czas, ale bardzo rzadko jest okazja. Plan niby prosty, szczególnie jeżeli niespecjalnie umie się gotować czy piec. Trzeba zaprosić gości, upewnić się, że wszyscy dotrą, zorganizować alkohol i tort. No właśnie. Impreza zaplanowana na piątek. Cały czwartek załatwiałam różne sprawy i przez cały czas myślałam o tym, że miałam jeszcze coś załatwić. Coś siedziało mi z tyłu głowy, coś ważnego, ale przez cały dzień nie potrafiłam tego nazwać. Olśnienie przyszło o 17.30, kiedy siedziałam już w domu przy stole, z kanapką. TORT!!! 
Miałam w związku z tym dwa poważne problemy- jak wyjść z domu nie wzbudzają podejrzeń oraz gdzie zamówić tort od o tej porze w małym miasteczku, gdzie wszystkie sklepy i punkty usługowe są czynne do 17. Z domu wybiegłam w panice krzycząc, że syn nie ma na jutro papieru kolorowego. Galopując do samochodu wybierałam już numer do koleżanki mieszkającej w naszym miasteczku od bardzo dawna, żeby streścić sytuację. Rozmawiając z nią dojechałam do cukierni, oczywiście zamkniętej na cztery spusty. Koleżanka już robiła listę zakupów i dawała mi adres do swojej ciotki, z którą była gotowa upiec dla mnie ten tort (swoją drogą każdy powinien mieć takich znajomych, świat byłby znacznie lepszy), ale w ostatniej chwili przypomniała sobie o jeszcze jednym miejscu, gdzie mogłabym spróbować podjechać- o małej piekarni na drugim końcu miasteczka, gdzie chyba robią torty. Z piskiem opon zajechałam przed piekarnię, w której miła pani właśnie chowała ciasta, wpadłam do środka i spytałam o torty. Pani flegmatycznie wyciągnęła spod blatu wielką księgę i spokojnie spytała, na kiedy. Była chyba mistrzynią ZEN, bo tylko przez chwilę wyglądała na zszokowaną, kiedy powiedziałam, że na jutro. 
Tort był. I alkohol. I goście. I pyszne jedzenie. I prezenty. I właściwie to byłam z siebie bardzo dumna, dopóki się nie dowiedziałam, że sprawa się wydała parę dni temu, kiedy na zostawiony na stole telefon przyszedł sms od jednej z wtajemniczonych osób. Pitolę. W przyszłym roku kupię jakiś normalny prezent. I schowam. Najpewniej zostanie przez przypadek odnaleziony parę dni wcześniej. Chyba nie ma sensu walczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz