sobota, 26 listopada 2016

Czarny piątek

Ja wiem, że chodzi o zakupy. Wyprzedajmy wszystko, a wy, Ludzie, idźcie i kupujcie sterty rzeczy, których nie potrzebujecie, bo przecież to jedyna taka okazja. Ale mój czarny piątek to był prawdziwy Czarny Piątek. 
Wszystko zaczęło się od rana, kiedy jechaliśmy do dosyć odległego Dużego Miasta na Bardzo Ważne Spotkanie. W spotkaniu miał brać udział nasz Tajny Łącznik, Człowiek-Wtyczka, As Załatwiania, zwany popularnie Szwagrem. Niestety, zadzwonił, że jest chory, leży w łóżku, nie ma mowy, żeby wstał i jesteśmy zdani na siebie. Byliśmy już wtedy dobre dwieście kilometrów od domu i wprawiło nas to w lekką rozpacz, żeby nie powiedzieć, że również w złość. Mężczyzna Mojego Życia zaczął artykułować swoje uczucia, co wyglądało mniej więcej tak:
-@#%$&!!!
Zwróciłam mu uwagę, iż nasz język jest ostatnio na coraz bardziej skandalicznym poziomie i nie możemy się tak zachowywać, bo to nie przystoi. No, to zaczął od nowa:
- To... niegodziwiec! To... niesłowny łoś! Jezus, Maria, wytrzyj mi pot z czoła... :D

Spotkanie jednak się odbyło, co tchnęło we mnie trochę nadziei na uratowanie tego dnia. W międzyczasie co prawda docierały do nas tak nieprawdopodobne, że aż absurdalne informacje z biura. Normalnie aż się cieszyłam,że mnie nie ma na miejscu i nikt mi nie powie, że miałabym z tym bałaganem, coś wspólnego. Uznałam, że dzień jest tak beznadziejny, że trzeba szybko wrócić do domu, zakopać się pod kołdrą i z nadzieją oczekiwać jutra. Jednak i to się nie udało. 
Około półtora kilometra od domu coś zaczęło dzwonić w silniku. Samochód jechał co prawda, nie zaświeciły się żadne kontrolki, wszystko wyglądało zupełnie normalnie, ale nie dało się zignorować dźwięków wydobywających się spod maski. 
Jako osoby wybitnie nie znające się na rzeczy, stwierdziliśmy, że trzeba się wolniutko dokulać do domu, a następnie poszukać kogoś, kto nam powie, jak bardzo biedniejsi się staniemy po usunięciu źródła hałasu. 
Ponieważ już nie raz i nie dwa nacięłam się na wizyty u przypadkowo wybranych mechaników, postanowiłam napisać na lokalnym forum z prośbą o doradzenie. Mój wpis brzmiał mniej więcej tak:
"Czy ktoś może polecić dobrego mechanika? Coś dzwoni w silniku". Przez dosyć długi czas nic się nie działo. Nie było tam nikogo, albo, nie wiem, nie znali mechanika? Mieli własne dzwoniące silniki, czekające na naprawę?
 I nagle jest! Ktoś odpisał! Ktoś pomoże, uratuje, wszystko będzie dobrze. I, uwaga, czytam:
"Jak dzwoni, to trzeba odebrać"... 
Idę pożyczyć od Młodego hulajnogę.

P.S. Opowiedziałam to wszystko Młodemu, a on skwitował:
"Wiem, co czujesz. Dostałem dziś piłką w ryj!"...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz