sobota, 3 czerwca 2017

Jak Minion był Orką z Majorki.

Fizjo powiedział mi, że muszę się nauczyć pływać kraulem na trzy, bo inaczej się nie pozbędę problemów z szyją. Porzuciłam zatem wczoraj resztki godności i walczyłam na basenie, modląc się jednocześnie, żeby nikt tego nie nagrywał, a następnie nie wstawił na Youtube z podpisem "Grażyna triathlonu znowu w akcji". A że treningi pływackie mają to do siebie, iż zostawiają dużo czasu na myślenie, to sobie przypomniałam pewną pływacką sytuację jeszcze ze studiów.
Nie wiem, kto to wymyślił, ale komuś wyszło kiedyś z mądrych jego obliczeń, że fizjoterapeuta musi umieć pływać. Na większości wydziałów były nawet egzaminy z pływania, ale u nas, w Łodzi, akurat nie.
Na drugim roku okazało się, że to był błąd i teraz mamy wszyscy pół roku, żeby się nauczyć. I to nie tak byle jak- wszystkimi stylami, na ocenę. Nie przeraziło mnie to, bo i tak miałam przewagę nad wieloma osobami- potrafiłam jako tako pływać żabką i grzbietem. Swoją drogą egzamin zdałam na piątkę, mimo że według mnie nadal nie potrafiłam pływać ani kraulem, ani motylem.
W trakcie tej doniosłej akcji były takie jedne zajęcia, na których pan prowadzący pokazywał nam technikę pływania delfinem, ale nikt nie mógł tego zrozumieć. Wtedy z jakiegoś powodu ubzdurałam sobie w mojej pustej głowie, że to wygląda jak fala w tańcu brzucha, którym się akurat parałam. I zanim się zorientowałam, zgłosiłam się na ochotnika do pokazania techniki pływania delfinem, którym nigdy wcześniej oczywiście nie pływałam.
Trzy, cztery i poszli. Położyłam się na wodzie i zaczęłam pokazywać coś, co musiało przypominać ruchy kopulacyjne naćpanego jelenia. A żeby się wczuć lepiej w tę misję, zamknęłam oczy, no bo wiecie, to był taniec prawie. Połączenie niedoścignionej gracji z prawdziwą sportową siłą i dziesięcioma kilogramami nadwagi wciśniętymi w przyciasny kostium.
Wierzgałam, przysięgam, całą wieczność, święcie przekonana, że za chwilę wyrżnę głową w przeciwległą ścianę. Bardzo zadowolona z siebie podniosłam się do pionu i wtedy okazało się, że... jestem nadal w tym samym miejscu.
Pan prowadzący nic nie powiedział, ponieważ się dusił i płakał jednocześnie, ale starał się zachować minę godną Doktora Habilitowanego Nauk Strasznie Ważnych na zajęciach dla, zdawać by się mogło, dorosłych i zdrowych na umyśle ludzi.
Do dzisiaj mam problem zarówno z pływaniem delfinem, jak i z pokazywaniem czegokolwiek publicznie...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz