piątek, 9 czerwca 2017

Gdy nie ma dzieci.

Młody pojechał na wycieczkę szkolną na DWA DNI. Rozumiecie, co to znaczy? Takie dwa dni bez dziecka? Jako istota szalenie dociekliwa, również spytał mnie o to, co będziemy robić pod jego nieobecność:
- Mamaaaa, a co będziecie robić, jak ja będę na wycieczce?
- No, jak to co? Ganiać się nago po domu i pić alkohol!
- Ale naprawdę?...
- Nie, no co ty, wreszcie zrobię prasowanie i długi trening na rowerze...

A tak naprawdę już klaskałam uszami z radości na myśl o winie i lataniu po domu bez gaci. Bo wiecie, ja jestem taką szaloną kryptonaturystką  prawie, z tym że przez większość czasu spętaną jarzmem wyglądania i zachowywania się jak normalny, dorosły człowiek, posiadający dzieci. Muszę się przyznać, że jeszcze parę lat temu, w tych niezwykle rzadkich chwilach, kiedy bywałam sama w domu, oddawałam się z lubością swojej pasji pozbywania się odzienia i trwałoby to pewnie do dziś, bo mam tę wspaniałą sytuację, że sąsiadów mam tylko z jednej strony i mają oni okna na zupełnie inną stronę niż ja. Niestety, kiedyś podczas radosnego pląsania po pokoju w rytmie "Niech żyje bal" odkryłam, że owi sąsiedzi sobie ściągnęli do prac na dachu dekarza. To musiało być jego zlecenie życia...
Ale wracając do tematu wycieczki szkolnej- uważam za szalenie użyteczny wydatek sfinansowanie tego, żeby ktoś przez dwa dni za mnie odpowiadał niekończące się serie pytań niemożliwych, przypominał o podciąganiu spadających spodni oraz opierdzielał za wycieranie rąk w ubranie. A my w ten czas będziemy szaleć. Używać życia. Może nawet pójdziemy DO KINA (!). Przez cały tydzień myślałam o tym, co można zrobić z tak cudownie podarowanym nam czasem. Oprócz tego, że oczywiście trzeba iść do pracy i, o zgrozo, trzeba tam nawet pracować. Oraz trzeba zrobić trening. Zaprowadzić auto do serwisu. Jechać na umówioną wcześniej wizytę do lekarza. Wstawić naczynia do zmywarki. Powyciągać z kotów wszystkie zaległe kleszcze. Po raz trzydziesty odpowiedzieć niedosłyszącej babci na pytanie, kiedy Młody jedzie na wycieczkę i że naprawdę już pojechał. 
Już ok. godziny 21.30 mieliśmy to wino (odkorkowane!), odpalaliśmy jakiś niezwykły film, a ja tylko na chwilę oparłam skroń o poduszkę, bo jakaś taka ciężka była i kanciasta i... tyle pamiętam. 
A dzisiaj o 18.30 wraca z wycieczki człowiek, który potrafi wejść o drugiej do naszej sypialni tylko po to, żeby nam powiedzieć, że nie może spać, bo szafa się na niego gapi. Nie mogę się doczekać! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz