niedziela, 14 sierpnia 2016

SuperTurboExtremoStrongMinion :)

Ponieważ przez trzy dni nie mogłam pływać, a roweru i biegania miałam po kokardę, postanowiłam zrealizować jedno ze swoich sportowych marzeń i zostać TurboMinionem. 
Od długiego czasu z oślinioną paszczą oglądam filmiki promocyjne z serii bardzo znanych biegów przeszkodowych i przed zapisaniem się na jeden z nich powstrzymuje mnie tylko jedna rzecz- tam są pionowe ściany! Dwumetrowe, trzymetrowe, daj Boże, że nie większe, ale kto wie... A ja mam sto pięćdziesiąt osiem centymetrów i małe chude rączki, które mojego zadka na pewno nie dałyby rady wciągnąć na taką ścianę. 
Po dłuższym namyśle doszłam do wniosku, że raczej już nie urosnę. I dlatego trzeba coś zrobić, jakoś się wzmocnić, odkryć te pokłady mięśni, które na pewno gdzieś tam się ukrywają przyczajone i gotowe do akcji, potrzebują tylko odpowiedniego bodźca.
I tak właśnie znalazłam się na zajęciach crossfit. Stałam sobie i wyglądałam jak ratlerek, który znalazł się w stadzie bullterierów. Przede mną piętrzyła się konstrukcja, składająca się z dziwnych drążków, kółek i pasków, uchwytów i zaczepów. Od razu przyszedł mi na myśl "czerwony pokój bólu" z "Pięćdziesięciu twarzy Grey'a", tyle, że zamiast środkiem do czyszczenia skór i drewna, pachniało męskim potem i talkiem. 
Po krótkich objaśnieniach i rozgrzewce  została mi zapakowana na plecy sztanga, z którą miałam robić przysiady. No żesz, w mordę jeża, ja tu przyszłam ściany przeskakiwać, a ten mi każe robić przysiady! Ale robię sobie, jeden, drugi, trzeeeeeeciiiii, a trener mówi "Widzę w tobie potencjał", po czym dorzuca jeszcze obciążenia na tę moją sztangę. "Złamię się na pół, tylko jeszcze nie wiem, czy do przodu, czy do tyłu"- pomyślałam najpierw. Ale z drugiej strony, nie codziennie jakiś mężczyzna mówi mi, że widzi we mnie potencjał. I głupio byłoby właściwie, gdyby przy tych rosłych facetach kręgosłup mi się zsypał do majtek. 
Tak nad tym zawzięcie dumałam, że niechcący zrobiłam wszystkie powtórzenia. 
Później było jeszcze weselej- robiliśmy na przemian cztery ćwiczenia, trzeba było zrobić określoną ilość powtórzeń w czasie mniejszym niż minuta, a reszta tej minuty, to była nasza przerwa. Każdy starał się więc wykonać ćwiczenie jak najszybciej, żeby chociaż chwilę odpocząć. Macham kettlem, przerzucam piłkę lekarską, padam i wstaję, podciągam kolana do cycków, macham kettlem, przerzucam piłkę,  widzę kropki, podłoga faluję, pot mi zalewa oczy, tętno pińcet... Wszystko zrobiłam!
Taka dumna z siebie nie byłam już dawno. Super zabawa, poczucie siły, prawie nieśmiertelności. Szczególnie, kiedy następnego dnia usiłowałam wygrzebać się z łóżka... Ukucnąć... Zejść po schodach... Obejrzałam się starannie z każdej strony i wiecie co? Nie widać tych mięśni! Oszukali mnie! Łapki nadal chude jak słomki... Widocznie za mało się starałam, ale nic straconego. Już ja im pokażę w przyszłym tygodniu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz