niedziela, 10 lipca 2016

Jak Minionka wyprali i odwirowali

Tutaj małe wyjaśnienie dla niewtajemniczonych- jeżeli na tri zawodach startuje wielu zawodników, to, nawet jeżeli są podzieleni na fale (takie tury), to wiadomo-każdy chce do przodu, czasami na skos i ludzie wpadają na siebie, tłukąc się po ryjach i podtapiając. To urocze zjawisko nazywane jest pieszczotliwie "pralką" i dzisiaj, w Bydgoszczy, przytrafiło mi się po raz pierwszy. Zupełnie przypadkowo ustawiłam się z przodu, ponieważ znalazłam tam kamień, na którym mogłam sobie stać czekając na start. I to był błąd. 
Już w ciągu pierwszej minuty dostałam z kopa w oko i do okularków nalało mi się wody. Nie było opcji, żeby coś poprawiać, bo z każdej strony czaili się kolejny podstępni bokserzy, a ja postanowiłam być sprytniejsza i sama lałam kogo popadło. Drugim problemem był glon, którego od pewnego momentu miałam na paszczy i którego, pomimo różnych rozpaczliwych manewrów, przez większość drogi nie byłam w stanie zdjąć. Trzecim problemem był wielki statek zacumowany z prawej strony, w który, zaślepiona glonem, prawie wyrżnęłam łbem. Ale przeżyłam ;-)
Żeby nie przynudzać, podzielę się z Wami tylko najbardziej "błyskotliwymi" przemyśleniami i spostrzeżeniami z trasy rowerowej i biegowej (wiadomo, nie ma co robić, myśli płyną nieskładnie i czasami bardzo zaskakująco...).
1. Ja pitole, jedzie dziewczyna bez łapki! No szacun wielki. I triathlony robi. I już jedzie z powrotem, znaczy jest kawał drogi przede mną... A nie, tylko się po plecach drapała :-P Nie ma jak jechać bez okularów...
2. Mniej więcej w połowie pierwszej pętli spotkałam interesującego widza- na poboczu załatwiał się kot. Gapił się na zawodników z miną godną... kota srającego na puszczy. Jak Boga kocham, nie wiem, co wpływa na to, co mój mózg w takich momentach rejestruje, ale myślę, że zapamiętam go na zawsze. 
3. Na końcu pierwszej pętli mijałam starszego pana, który nie miał numeru, startowego, nie miał kasku, zasadniczo miał głównie rower. Miał też etui na telefon z Lidla. Wiem, bo mam takie samo i koledzy się zawsze śmieją, jak sobie z nim jeżdżę. Pan miał też minę, która sugerowała, że jest ogromnie zaskoczony i uradowany, że tyle "młodzieży" porusza się rowerami po Bydgoszczy. Jak się dostał na trasę, nie wiem, pewnie były partyzant...
4. Na trasie biegowej wyprzedził mnie facet ze złotą kartą kredytową przyczepioną do zadka. Specjalnie przyspieszyłam, żeby się upewnić, że nie mam zwidów. Pierwszy raz w życiu żałowałam, że nie biegam z terminalem do transakcji zbliżeniowych! 
Pomimo ogromnych obaw, znalazłam pośród prawie 1200 rowerów swój, nie wywinęłam orła na żadnej nawrotce na rowerze i biegłam przez cały etap biegowy, mimo że zapomniałam skarpetek i stopy będę teraz leczyć przez tydzień. A na mecie czekali moi właśni, wrzeszczący, wiwatujący kibice. I jeszcze zdjęcia robili! Ostatnio z różnych względów zwykle sama jeżdżę na zawody i zawsze jest mi trochę smutno, kiedy wczołguję się na metę, a tam nie ma zupełnie nikogo, kogo by to obchodziło. 
Dziś było niesamowicie, tłumy kibiców na całej trasie, głośna muzyka, super obsługa. Jeżeli właśnie się zastanawiasz, czy zacząć amatorsko uprawiać jakiś sport, to odpowiedź brzmi: tak! A później koniecznie jeździj na zawody, żeby przeżywać takie chwile, jak ja dzisiaj (i oczywiście zobaczyć srającego kota...).




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz