środa, 20 lipca 2016

I rym cym cym i kocia łapa!

Piąta rano. Budzi mnie kocia łapa postawiona na mojej twarzy. Bez otwierania oczu sprawdzam, czy łapa jest przednia, czy tylna. Jakoś wolę mieć na twarzy przednie kocie łapy. Łapa jest tylna, a kiedy otwieram jedno oko, okazuje się, że leżę właściwie twarzą na kocim zadku. Odwracam kota ładniejszą stroną i próbuję spać dalej. Po chwili znowu mam na twarzy łapę. Przewracam się na drugi bok. Obok śpi człowiek równie zmęczony wczorajszym alkoholowym wieczorem, ale ma nade mną znaczną przewagę- nikt mu nie stawia o piątej rano łapy na twarzy, więc chrapie sobie spokojnie, nieświadomy, że kac już tu jest. 
Leżę i próbuję przekonać swój organizm, że spanie to najlepsze, co może dla nas zrobić. Czas płynie przeraźliwie wolno. Słońce świeci przeraźliwie jasno. Koty jeszcze nie tupią, bo jest za wcześnie, ale to tylko kwestia czasu. Pojawia się odwieczne pytanie, po co było tyle pić oraz przysięga, która prawdopodobnie codziennie jest przez kogoś wypowiadana. Rano. Po przebudzeniu. "Już nigdy nie tknę alkoholu".
Uprzedzam pytanie. Nie mam problemu. Nie potrzebuję odwyku (chyba). Wczoraj miała miejsce Bardzo Doniosła Okoliczność. Ja pierwszy dzień nie miałam dzieci w domu, a koleżanka ostatni dzień nie miała dzieci w domu. Należało zatem na bok odłożyć fakt, że jest dzień roboczy i jutro też będzie dzień roboczy, i przystąpić do radosnego dzieła zniszczenia. 
Mój syn głosi teorię, że w głowie są specjalne kulki, a myślenie jest sumą skutecznych zderzeń tych kulek, zatem im więcej się ich ma, tym łatwiej się myśli. Ja chyba miałam dwie. Wczoraj jedną zepsułam a drugą zgubiłam...
P.S. Absolutnie było warto :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz