sobota, 10 września 2016

Sprzedam dziecko na Allegro (lub zamienię na cichsze).

Boli mnie głowa. Strasznie boli. To właściwie jest bardzo dziwne, bo ból głowy zdarza mi się bardzo rzadko. Boli mnie głowa, ponieważ dziś właśnie postanowiłam zostać lepszą matką i zabrałam swoje dziecko, dokładnie tak, jak sobie tego zażyczyło, na długie szlajanie po mieście. Długość takiego szlajania można odbierać subiektywnie- dwie godziny to z pozoru niedużo, ale mnie zdążyła rozboleć głowa od hałasu. Źródłem tego hałasu było moje dziecko. 
Jeżeli istnieje jakaś klasyfikacja ważności słów dla człowieka i częstotliwości ich wypowiadania, to u Młodego na obu pierwszych miejscach bezkonkurencyjnie króluje słowo "mama". Jeżeli jestem gdzieś w pobliżu, każde, absolutnie każde wypowiedziane przez niego zdanie zaczyna się tym słowem. Jeszcze z takim strasznie bolesnym przeciąganiem samogłosek. Często te zdania się już nie kończą, zupełnie jakby powstawały za szybko i zanim jedno dobrze się wysypie otworem gębowym, to już kolejne pcha się do wyjścia: "Mamaaa, a dlaczego samolot lata? Mamaaaa, a jak w zeszłym roku lecieliśmy samolotem, to widziałem... Mamaaa, a kot widzi to samo?... Mamaaaa". 
Muszę z tego miejsca jeszcze sprostować, że nie jestem taką zwyczajną mamą. Nie jestem taką mamą, które piecze ciasta w niedzielę, organizuje kiermasze w szkole i wozi dzieci na treningi popołudniami. Ja jestem mamą, która zbiera dziecko na dwudziestokilometrową wycieczkę rowerową i całą drogę tłumaczy mu, że przecież mu się to podoba. 
A ponieważ moje dziecko do łatwych nie należy, muszę sobie jakoś z tym dawać radę. Nie biję, nie krzyczę, nie wysyłam na karnego jeża. Zamiast tego grożę różnymi rzeczami, którymi zdecydowanie nie powinno się grozić, a już na pewno nie powinno się tego nikomu robić. Ponieważ niektóre elementy można odgryźć/odkręcić/urwać (niepotrzebne skreślić) tylko raz, jak kiedyś Młody słusznie zauważył. 
Pewne sprawy były dużo łatwiejsze, kiedy Młody nie umiał jeszcze czytać. Całkiem prosto udało mi się mu wmówić, że niegrzeczne dziecko można sprzedać na Allegro. Na słowo nie chciał mi uwierzyć, ale wtedy odpaliłam dział z garniturkami do komunii, gdzie były zdjęcia różnych chłopców i , o zgrozo, ceny. Cały tydzień był wtedy grzeczny. To były piękne czasy.
Teraz okresowo również się odgrażam, szczególnie, kiedy ilość wypowiadanych słów na minutę, przekracza, zdawać by się mogło, ludzkie możliwości. 
Wczoraj przywiozłam odkurzacz z naprawy, ale nie przywiozłam rury. I kiedy tak stałam w przedpokoju i zastanawiałam się, czy chce mi się w ten upał jechać po rurę, czy jednak przeżyję weekend bez odkurzacza, mój syn stał obok i nadawał niestrudzenie. W końcu powiedziałam mu, że chętnie go wymienię na rurę od odkurzacza i tym sposobem uda mi się rozwiązać dwa problemy na raz. I wtedy właśnie dowiedziałam się całej prawdy o życiu. Zupełnie, jakbym opuściła swój doczesny, koślawy byt i osiągnęła nirvanę. Wszystko stało się jasne i proste. Dzięki mojemu dziecku, które jakimś cudem posiadło te całą mądrość i postanowiło się nią podzielić.
A powiedziało tak:
- Nie wymieniłabyś mnie na rurę od odkurzacza, bo kogo byś wtedy codziennie pytała, co było na obiad w szkole?
Skąd wiedział?...

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz