Czeeeeść! Czy też, jak to się teraz mówi "Siemandero!".
Nic nie piszę, ale to nie znaczy, że nic nie robię. O, nie, nie. Mam taki życiowy projekt, że o ja pierdziu. Cały problem polega tym, że nie mogę Wam jeszcze napisać, co to będzie, ponieważ jeszcze mam parę spraw do załatwienia, parę osób do wciągnięcia w temat, ale obiecuję, że za parę dni wtajemniczę Was we wszelkie, jakże interesujące szczegóły.
Jeżeli chodzi o pozostałe kwestie, to odpowiednio:
Tak, trenuję. Wstałam z kanapy. Staram się nie za dużo żreć, bo nie stać mnie chwilowo na większe ubrania :)
Zrezygnowałam z ostatniego startu w tym sezonie, ponieważ to by była czarna rozpacz. A to ma być czysta radość. Radość, jakiej niestety nie odczuwałam od czasu ukończenia maratonu.
Dlatego zdecydowałam się nie trenować na razie według planu, nie rozpaczać, jeżeli nie uda mi się wyjść na trening, ani nie stawiać przed sobą zbyt ambitnych celów.
Chciałabym znów cieszyć się tym, co robię, do pewnego momentu każdym treningiem jarałam się jak dzika, a teraz muszę się nieźle sama siebie naprzekonywać, że warto się ruszyć z domu.
Rozważam nawet start na zawodach w stroju Minionka :)
A na razie cierpię, jak każdy rodzic we wrześniu, tłumacząc co rano, że życie naprawdę się nie kończy z pierwszym dzwonkiem, że trzeba odrabiać lekcje oraz nie można zostać w domu z powodu bólu istnienia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz