środa, 20 kwietnia 2016

Jak wygląda Minionek po akcji

Powinnam chyba zacząć od tego, że obijam się jak brzoskwinia. Jest to dosłowne tłumaczenie z angielskiego, ale my nie mamy na ten temat żadnego tak zgrabnego powiedzonka. Gdzie się stuknę, gdzie się puknę, tam zaraz wykwita radośnie wielki siniak, który następnie mieni się tysiącami kolorów przez kilkanaście dni.
Niezdarna też jestem, niestety, od zawsze. Niby człowiek mały jest, powinien się wszędzie mieścić, ale moje kończyny często sprawiają wrażenie, jakby żyły własnym życiem. 
Obecnie mam na nodze odciśnięty cały szczebel drabinki basenowej, która podstępnie okazała się mieć szczeble cztery, a nie, jak wynikało z moich wstępnych obliczeń, trzy.
Mam też w rozkwicie ranę, której dorobiłam się na półmaratonie. Takie czasy, że każdy może sobie coś pisać w internecie, więc ludzie piszą poradniki typu "o czym pamiętać przed pierwszym seksem, pierwszą rozmową o pracę, tudzież pierwszym półmaratonem", a małe Minionki to później czytają. I tak wyczytałam, że jeżeli nie ma się gdzie, brzydko mówiąc, wsadzić żelu energetycznego, to najlepiej jest założyć skarpety kompresyjne i do jednej ze skarpet wpakować żel. 
Oczywiście, bardzo z siebie zadowolona, że znalazłam takie sprytne rozwiązanie, założyłam moje boskie czarno-różowe kompresy, a żel wcisnęłam do prawej, z przodu. 
Coś poczułam już, kiedy na piętnastym kilometrze wyciągałam żel ze skarpety, ale byłam zajęta walką o tlen, więc się tym za bardzo nie przejęłam. Problem powstał dopiero wtedy, kiedy przyszło mi się w domu rozbierać. Okazało się, że w prawej piszczeli mam malowniczą dziurę, po której obecnie pozostała malownicza blizna. 
W zeszłym roku postanowiłam zostać prawdziwym kolarzem i  kupiłam sobie buty oraz pedały SPD. Zabawa była przednia. Pierwszego dnia wyjechałam spod domu, ale na wysokości końca osiedla przypomniałam sobie,że nie zamknęłam bramy. Wcisnęłam do końca oba hamulce i... za chwilę już leżałam, a do mnie biegł jakiś starszy pan, który myślał, że się zabiłam, a w najlepszym razie połamałam. 
Później starałam się przed każdym skrzyżowaniem myśleć intensywnie o tym, że trzeba odpiąć jedną nogę, co też nie do końca działało. Do dzisiaj nie rozumiem, jakim cudem odpięłam raz prawą nogę, a następnie przechyliłam rower na lewo, wpadając komuś w żywopłot. 
Pływakiem też postanowiłam zostać, a przecież prawdziwy pływak nie wchodzi do basenu po drabince tylko wskakuje. Wiosna w moim mieście zaowocowała najwyraźniej wieloma postanowieniami, ponieważ ilość pływaków  zwiększyła się pierdyliardokrotnie. I stąd też wyniknął problem. Macie czasami tak, że mózg już zaplanował operację i wydał wszelkie niezbędne polecenia do mięśni, a później widzicie, jak na stop-klatce, że coś zostało źle wyliczone i to się na pewno skończy katastrofą, ale już nic się z tym nie da zrobić? To było właśnie tak. Mózg już zaplanował skok do basenu, a ja w ostatniej chwili, już w locie, zobaczyłam, że ktoś wpłynął z sąsiedniego toru prosto w miejsce, gdzie planowałam lądować. Udało mi się tylko nieznacznie zmienić trajektorie i tym samym nie wylądowałam komuś na głowie, tylko częściowo na linie oddzielającej tory. Skutkiem był siniak na ramieniu wielkości piłki do tenisa, który wyglądał, jakby ktoś przywalił mi w to miejsce pięścią. 
Krótko podsumowując, fajnie jest być w akcji, ale moje akcje nie wyglądają bynajmniej jak w filmach sensacyjnych, gdzie główny bohater wychodzi bez szwanku z eksplozji, otrzepuje się z kurzu, bierze pod rękę długonogą blondynkę i odchodzi w stronę zachodzącego słońca. Ja, niestety, mam regularne straty, ubytki, rany i tylko mam nadzieję, że nigdy się nie zdarzy sytuacja, w której jakiś człowiek o dobrym sercu zaproponuje mi założenia Niebieskiej Karty...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz